Strona główna
Internetowej
Gazety Katolików

Maria K. Kominek OPs

„Dlaczego oglądanie Big Brothera jest grzechem?”

Zadano mi pytanie: „Dlaczego oglądanie Big Brothera jest grzechem?” Próbuję więc odpowiedzieć na to pytanie w kotekście etyczno – moralnym.

Na początku krótka uwaga – to pytanie pojawia się często w różnych środowiskach. Pojawia się w prasie, nawet w polskojęzycznej. Sam fakt pojawienia się pytania oznacza, że ludzie intuicyjnie czują, że coś jest nie w porządku z tym Big Brotherem i z oglądaniem. Jednakże często odpowiedzi są wymijające, a najczęściej obrona programu i co za tym idzie – stępienie wrażliwości odbywa się bez przeszkody. Milczenie moralne, które zapadło wokół Big Brothera i podobnych programów jest niepokojące. Tak samo jak niepokojące jest publikowanie w prasie wypowiedzi znanych autorytetów, którzy bagatelizują sprawę i ograniczają się do określenia:„oglądanie jest głupotą”.

Zastrzegam się na początku – nie oglądałam programu i nie mam zamiaru go oglądać. Nie zgadzam się z zarzutem, który natychmiast mi będzie postawiony: „dlaczego piszesz na ten temat, jeśli programu nie znasz”. Taki zarzut jest bez sensu – prasa i znajomi dostarczają wystarczająco dużo wiadomości, by mieć dobre rozeznanie w sprawie programu. Chcę podkreślić, że nie oglądam filmów porno i nie zamierzam oglądać, co nie przeszkadza mi być przekonaną, że oglądanie jest grzechem i na dodatek mam głębokie przekonanie, że większość czytających ten tekst też filmów i pism porno nie ogląda i nie wątpi, że takie oglądanie jest grzechem.

I żeby być dobrze zrozumianą, zastrzegam, że nie chce stawiać w jednym szeregu programu Big Brother z filmami i pismami porno. Są to rzeczy pokrewne, lecz jednocześnie inne. Podałam tylko przykład.

Po drugie – odrzucam także argument niektórych oglądających i broniących swoje oglądanie słowami w rodzaju: „jestem nauczycielem, katechetą, mam dzieci, muszę wiedzieć co one oglądają.” Tego typu rozumowanie nie da się obronić, żeby nie wiem jak rodzice czy pedagodzy się tłumaczyli, że oni tylko chcą pomóc dzieciom rozróżnić co jest dobre, a co złe. Nie jest to żaden argument – albo przykładam rękę do złej rzeczy, albo nie.

Nie muszę kraść, by dowiedzieć się, że kradzież jest złem, nie muszę bluzgać, nie muszę zabijać, nie muszę cudzołożyć, nie muszę...

Oczywiście sprawa z Big Brotherem jest inna. Tam zło jest bardziej zakamuflowane. Przyjrzyjmy się jednak pewnemu porównaniu. Przed rokiem lub może więcej w gazetach pojawiło się zawiadomienie, że na dachu Centrum Finansowego w Warszawie zrobiły sobie gniazdo sokoły. Postawiono kamery i zareklamowano jako ptasi czy sokoli Big Brother. Życie ptaków można było oglądać w Internecie pod odpowiednim adresem. Nazwanie tej możliwości obserwacji Sokolim Big Brotherem jest same w sobie perfidne. Ma wmówić podświadomie ludziom, że nie ma szczególnej różnicy pomiędzy „ludzkim” a „ptasim” Big Brotherem. Ot takie zwykłe podglądanie, zawsze to ciekawe co się dzieje tam, gdzie zajrzeć nie jest łatwo. Całe kłamstwo tkwi w tym, że oglądanie życia ptaków nie jest podglądaniem, a ma z zasady charakter poznawczy i może być zawsze pozytywnie wykorzystane. Obserwacja wysiadywania jaj, wykłucia się ptaszków, ich karmienia i uczenia latania jest naprawdę budująca, nie tylko ze względów poznawczych, ale również i jako pokarm dla umysłu, nieuchronnie zastanawiającego się nad mądrym urządzeniem przyrody. Człowiek zawsze zachwyca się (nawet nieświadomie) mądrością Stwórcy gdy obserwuje życie stworzeń, wszystko jedno czy będzie się zachwycał szczeniakami, czy kotkami, czy wreszcie kwitnięciem kwiatów.

A teraz „ludzki” Big Brother: Kamery umieszczone we wszystkich kątach domu Big Brothera mają umożliwić widzom zajrzenie w każde miejsce, obejrzenie każdej sytuacji, uczynić ich współuczestnikami życia w telewizyjnym domu. Podkreślam, to jest bardzo ważne – uczynić współuczestnikami. Widzowie nawet nie zdają sobie sprawę z tego jak daleko posunięte jest ich współuczestnictwo – najczęściej wydaje im się, że ogranicza się do mniej lub bardziej uznanego przez telewizję wskazania na osobę, która ma z programu odpaść. Czują się wtedy wielcy – oto decydujemy kto jest wart, a kto nie, od naszej decyzji zależy los człowieka. Nie zastanawiają się nawet nad tym na ile iluzoryczna jest ich duma, decyzję i tak podejmuje się poza widzami, pozory jednak są zawsze zachowane.

Współuczestnictwo w programie polega też i na ciągłym oczekiwaniu pojawienia się sytuacji poza normą, o których z radością można potem rozmawiać. Jeśli jedna pani obnaża się przed ekranem, to widz ma różne możliwości: podziwiać i czekać na następny raz, omówić dokładnie walory figury, może wyrazić swoją aprobatę i pokazywać innym jaki jest nowoczesny, a może również i się oburzać i ukazywać swoją „wysoką moralność”. W każdym bądź razie jest znowu „kimś” i ma poczucie, że należy się z jego opinią liczyć.

Dotychczas mówiłam o współuczestnictwie w programie. Czas jednak się zastanowić czy to współuczestnictwo nie jest również współuczestnictwem w grzechu. I na czym polega grzech oglądania Big Brothera i pokrewnych programów.

Zacznijmy od tego, że podglądanie samo w sobie nie jest grzechem, czasem jest brzydkim zwyczajem, nietaktem, wścibskością. Mam na myśli takie zwykłe podglądanie. Idzie sobie człowiek na spacer i patrzy przez otwarte okno, ogląda urządzenie pokoju i mówi: ale pięknie!, ale brzydko! Itd. Idzie sobie obok sąsiadów i myśli: zobaczę co Kowalski ma na obiad. Czasem podglądanie nie jest nawet brzydkie – oto inny przykład, idziesz obok jakiegoś domu i nawet zatrzymujesz się by podziwiać piękno ogrodu, którego skrawek widzisz; prosisz gospodarzy, by ci powiedzieli gdzie zamówili tak piękne firanki; kto im wykonał obudowę balkonu itd.

Istnieje też innego rodzaju podglądanie – w celu uzyskania jakiejś niezdrowej podniety. Łączy się to jednak zawsze z odchyleniem od normalności. I nie na tym bazują twórcy Big Brothera.

Bazują właśnie na tym „powszechnym” podglądaniu, wiedząc dobrze, że większość ludzi wie, że podglądanie nie jest grzechem i w ten sposób będzie szukać usprawiedliwienia dla odzywającego się sumienia. Pokusa jest wielka – obejrzeć co mogą ludzie robić, mówić, jakie będą ich zachowania w dobrowolnym więzieniu. Przecież odpowiadają „autorytety” – ci ludzie się zgodzili na podglądanie, wy co ich podglądacie nie robicie nic złego.

Dlaczego w takim razie zwykły człowiek ma problemy i często pyta czy to grzech, albo od razu atakuje broniąc się przed doskwierającym głosem sumienia?

Odpowiedź na pytanie dostaniemy po przeanalizowaniu jaki jest cel programu i do czego ma doprowadzić.

Wiemy, że parę osób, wybranych specjalnymi metodami socjotechniki wśród ludzi przeciętnych, zdecydowało się na zrobienie z siebie widowiska. Niektórzy z nich mają nadzieje wygrać nagrodę pieniężną, inni się zadawalają być chwilowymi „gwiazdami” telewizji. Ci ludzie są przedmiotem obserwacji. Podkreślam – przedmiotem. I to jest pierwszy punkt naszych rozważań.

Zgadzamy się na uprzedmiotowienie człowieka. Tym samym uczestniczymy w odczłowieczaniu – nie tylko tych konkretnych ludzi. Trucizna, która się będzie sączyć po woli, doprowadzi nas do podświadomego wniosku, że człowiek może być przedmiotem obserwacji. Tak jak sokół, mysz czy kot. Widz obserwuje i (choć tego przeciętny widz nie potrafi wyrazić) ma złudzenie, że może być również i manipulatorem. Manipulatorzy zresztą siedzą po drugiej strony kamery i raz na jakiś czas tłumaczą, że oni „muszą prowokować pewne zachowania”. Nie pierwszy raz w historii spotykamy się z obserwacją osoby ludzkiej w celu manipulacji. Starczy wspomnieć wszelkie „wychowawcze działania” w stylu Hitlerjugend czy pionierów. Tym razem jednak celem jest doprowadzić wielką ilość ludzi do wniosku, że w uprzedmiotowieniu człowieka nie ma nic złego. Człowiek jesz pokazany widzom jako przedmiot do rozrywki. W tym aspekcie „gwiazdy” Big Brothera niczym nie różnią się od prostytutek. Choć może jednak prostytutki są w lepszej sytuacji – one sprzedają tylko swoje ciało, a duszę zostawiają dla siebie. „Gwiazdy” Big Brothera sprzedają i swoje dusze, wystawiając je na pokaz. Traktowanie człowieka przedmiotowo jest niewątpliwie grzechem.

Drugi jawny cel programu jest wyrobienie w widzach pewnych zachowań i przewartościowanie dotychczasowych. Należą one do sfery etyczno–moralnej. Głównym z nich jest zniszczenie poczucia naturalnego wstydu. Nie mało robi się w tym kierunku od wielu już lat. Wydaje się, że rozpoczęto kolejny etap. Proszę się zastanowić, jeśli oglądam lub mam możliwość oglądać kogoś w łazience czy w ubikacji, jeśli oglądam kto jak się ubiera i rozbiera, wcześniej czy później moje poczucie wstydu się obniży. I nic nie pomoże obrona pewnych moich dyskutantów w stylu: „obejrzyj i zobaczysz, że tam nie ma drastycznych scen”. Jeśli dziś nie ma – za kilka miesięcy, w następnych programach będą, a nawet jeśli nie – wielu będzie ciągle oglądać w nadziei, że jednak coś tam się stanie. Tym co się bronią argumentem, że nie widzieli jeszcze jak ktoś siusia, chcę zadać kilka pytań: czy zdają sobie sprawę z tego, że kamerzysta widzi i wybiera tylko to, co na razie jest zaplanowane do pokazania; czy sami będąc dorosłymi synami i córkami, matkami, ojcami i małżonkami są w stanie załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne w towarzystwie swoich współdomowników, wreszcie czy sami osobiście nie potrzebują czasami trochę intymności i czy są przekonani, że niszczenie w sobie wstydu nie jest grzechem.

Wstyd, jak podkreśla cała etyka katolicka jest odruchem, który się budzi, gdy dzieje się coś przeciw godności ludzkiej. Godność ludzka przez oglądanie takiego programu i współuczestnictwo w pozbawianiu siebie i innych poczucia wstydu jest deptana. A to jest grzech.

O. Jacek Woroniecki, najlepszy nasz moralista, podkreśla w swej Katolickiej Etyce Wychowawczej, że wstyd nie jest tak mocno ugruntowany w naszej psychice, aby nie można go było osłabić i zupełnie wykorzenić. Dla tego jednak, kto prowadzi do zgorszenia, lepiej by było by mu zawieszono na szyi kamień młyński i utopiono (por. Mt 18,6; Mk 9, 42; Lk 17, 1–3.). Nie dotyczy to tylko twórców programu. Dotyczy również w dużej mierze i oglądaczy, którzy niszcząc siebie, wydają milczącą lub jawną zgodę na oglądanie tego i podobnych programów przez dzieci i młodzież, czy to własne czy to spotykane i „wychowywane” na zajęciach szkolnych. A Chrystus mówi, że jeśli kto by zgorszył jednego z tych maluczkich...

„Wstyd”, mówi o. Jacek Woroniecki jest: „jakby samorzutną ochroną godności ludzkiej przed obniżeniem jej do poziomu zwierząt”. A Roman Dmowski stawia przed młodymi dwa nierozdzielne hasła, których nigdy nie powinni zatracić z oczu: „honor i wstyd”. Proszę zwrócić uwagę na nierozdzielność honoru od wstydu. Czy naprawdę będziemy mogli jeszcze pisać na sztandarach „Bóg, Honor, Ojczyzna”, jeśli zatracimy poczucie wstydu!

Sposób podania programu Big Brother widzom przypomina mi pierwsze karty Pisma Świętego. Prawie słyszę głos węża starodawnego, który mówi: „czy to prawda, że Kościół powiedział, że zaglądnąć do cudzego domostwa jest grzechem?” I Adam odpowiada: „Nie, nie jest grzechem, mogę sobie zaglądnąć”, a że Ewa już włączyła telewizor, siada sobie i oglądają sobie razem. Obok siadają dzieci i słuchają mądrych tłumaczeń rodziców, co w programie jest dobre, a co złe. Tym czasem Kain rośnie, a Abel cicho płacze.

Więc zastanów się ojcze i matko, katecheto i nauczycielu, czy masz racje jak się usprawiedliwiasz przede mną, że oglądasz dla dobra dzieci i młodzieży. Sam rozważ czy jest to grzech ciężki czy lekki. Nie uspokajaj swego sumienia. Ono Cię upomina, wiem, bo pytałeś czy oglądanie jest grzechem. Wiem, bo swoje oglądanie broniłeś atakiem na mnie!

Pozostaje jeszcze pytanie: dlaczego Kościół nie grzmi z ambony? Ano, nie wiem. Może chcę byś sam myślał, bo dał Ci wszelkie wiadomości, może ma duże, za duże zaufanie do Ciebie. Może nie zdaje sobie sprawy ze skali problemu. A może, zwyczajnie po ludzku, boi się narazić możnym tego świata.

Zostawiam Cię więc z Twoim sumieniem.