Strona główna
Internetowej Gazety Katolików

Imprezy masowe o różnym zabarwieniu

Zabierając się do napisania tego artykułu zastanawiałam się czy można go umieścić w rubryce Pro Missa Tridentina. W końcu doszłam do wniosku, że zasadniczo tak. Bo wszystko jednak wynika z liturgii. Liturgia, gdy jest poważna i wzniosła, dopuszcza bez szkody dla wiary widowiska i inne obchody ludyczne niejako równolegle ze sobą. Jednak gdy liturgia sama w sobie jest ludyczna – takie zabawy są, jeśli nieszkodliwe, to w najlepszym wypadku obojętne dla wiary i nie wpływają na jej rozwój. Tym bardziej nie mają charakteru ewangelizacyjnego. Inaczej rzecz biorąc – gdyby odprawiano wszędzie msze święte w rycie nadzwyczajnym – prawdopodobnie nie miałabym wątpliwości co do niektórych publicznie zorganizowanych obchodów świąt religijnych.

Po tym wprowadzeniu chcę zaznaczyć, że moje rozważania odnoszą się tylko pośrednio do liturgii Mszy świętej. Dotyczą one pewnych nowych przejawów tzw. świętowania religijnego. Są refleksją nad obecnym stanem świętowania i próbą zastanowienia się nad sensem organizowania większych „imprez” religijnych.

Bezpośrednim powodem do tych rozważań jest niedawne przejście ulicami Warszawy (i innych miast) Orszaku Trzech Króli. To już trzeci raz, gdy ten Orszak przemierza ulice Stolicy. Mówi się oficjalnie o stworzeniu „nowej tradycji”. Zasadniczo jest to nowy sposób na odświeżenie znanych u nas bardzo dobrze Herodów, połączonych z Jasełkami. Tylko w innej formie.

Widowiska herodowe wywodzą się ze Średniowiecza. Przypomnijmy w skrócie ich historię:
Wszyscy pamiętamy, że po raz pierwszy szopkę zrobił św. Franciszek z Asyżu. Zwyczaj wystawiania szopek się przyjął najpierw w miastach włoskich, potem rozpowszechnił się po całym świecie katolickim. Stopniowo w kościołach szopki wzbogacano, ustawiając różne figury, nawiązujące do postaci biblijnych i nade wszystko do historii Narodzenia Pana. Po woli te jasełka przekształciły się w teatrzyki – postaciami poruszano, dodawano nowe elementy. Przedstawienia połączono ze śpiewaniem kolęd. Z czasem dodawano nowe elementy i pobożne widowisko zmieniło się z zabawę, na którą przybywało wielu ludzi, pragnących nie tyle skupienia religijnego ile rozrywki. Proces ten – przekształcenie pobożnych jasełek w widowisko rozrywkowe – trwał dość długo, aż w XIX wieku wielu biskupów zakazało ustawiania ruchomych szopek. Wtedy właśnie widowiska te wyniosły się z kościołów i już nie krępowane koniecznością uszanowania miejsca świętego, przemieniły się w tzw. Herody. Kolędnicy, tak dobrze u nas znani, przebrani za różne zwierzęta, wraz z kolędnikami, niosącymi szopki, gwiazdę i rozmaite kukiełki chodzili po miastach, zbierali datki, odwiedzali domy chętnych ich przyjąć gospodarzy, śpiewali, ale i też robili różne figle. W figlowaniu najlepsi byli oczywiście diabli, nieodłączni uczestnicy Herodów. Z czasem, gdy miasta się rozrastały, zwyczaj ten zanikał. Ostatecznie obecnie Herody są wystawiane raczej jako przedstawienia, najczęściej przez szkoły. W niektórych gminach są konkursy na najlepsze widowisko herodowe. Czasy się zmieniły, wielkie miasta nie sprzyjają takim zabawom, zostały parafialne, a obecnie czasami też szkolne i przedszkolne jasełka, które pomagają dzieciom nauczyć się historii Narodzenia. Podobnie jak Biblia Pauperum, tak i wszelkie takie widowiska miały początkowo na celu przybliżenia treści biblijnych tym, którzy nie potrafili czytać.

I oto teraz mamy nawrót do widowiska herodowego, na zupełnie inną skalę, jest to bowiem wielka masowa impreza. Orszak Trzech Króli przechodzi ulicami miasta, spotyka po drodze i króla Heroda, i diabłów, i aniołów. Brakuje tylko Żyda, nieodłącznie uczestniczącego w Herodach, ale być może to ze względów politycznych. Podobnie jak dawniej, w czasie widowiska zbiera się datki. Z tym, że dawniej datki miały zwrócić nakład, poniesiony przez aktorów na zrobienie przebrań i dać im też jakiś zarobek. Dziś datki są zbierane na jakiś charytatywny cel, a co do wydatków na imprezę – odpowiadają za to sponsorzy.
Nunc alia tempora, alii mores!

Dwa słowa o sponsorach. Nie mają oni nic wspólnego z dawnymi dobrodziejami, bo ich uczestnictwo w organizacji różnych imprez nie jest bezinteresowne. Są to firmy, które robią sobie dobrą reklamę uczestnictwem w organizacji Orszaku, mogą umieścić swoje banery na scenach, ustawionych na drodze, którędy przejdzie kilka tysięcy ludzi. Wśród sponsorów jest pewien bank, jest też firma, która zajmuje się reklamą, posiada 1400 stacji radiowych oraz 37 stacji telewizyjnych w USA i przedstawia się jako światowy lider w dziedzinie organizacji widowisk artystycznych i sportowych, które podobno przyciągają ponad 60 milionów widzów rocznie. Inny sponsor, to firma, montująca przy drogach krajowych ogromne wyświetlacze elektroniczne ze zmieniającymi się obrazami, widoczne ponoć z 200 m, które ze względu na bezpieczeństwo kierowców powinni być bezwzględnie zakazane.

Sponsorowane przez tak wielkie firmy reklamowe widowisko jest imponujące. Nie sposób się zorientować czy światowy lider w dziedzinie organizacji widowisk artystycznych i sportowych ma wpływ na przebieg widowiska. Nie sposób się zorientować również w kosztach organizacji. Co prawda z Internetu można się dowiedzieć, że stroje dla dzieci i młodzieży szkolnej robili rodzice, lecz na zdrowy rozum – rodzice raczej zapłacili komuś, odpowiednio wybranemu, za uszycie tych strojów, nie jest bowiem możliwe, by wszyscy uszyli identyczne stroje. Z Internetu można się również dowiedzieć, że organizacją zajmuje się nowo powołana Fundacja Orszak Trzech Króli. Prezes tej Fundacji twierdzi, że Orszak jest odpowiedzią na wezwanie Jana Pawła II by chrześcijanie byli widoczni na ulicach i placach miast. Ciekawie dlaczego Krzyż Smoleński nie mieści się w odpowiedzi na wezwanie Jana Pawła II – prawdopodobnie nie każdy przejaw wiary może być tolerowany przez Miasto. A Miasto przejście Orszaku toleruje, mało tego – aktywnie włącza się w organizację, obejmując patronat nad widowiskiem. Zresztą, jak wspomina Prezes Fundacji: Manifestujemy swoją wiarę, ale jednocześnie wprowadzamy ważny element w ewangelizację przestrzeni publicznej. Dodajmy od siebie – dokładnie tej przestrzeni, którą nie wolno ewangelizować modlitwami Obrońców Krzyża!
Mówi dalej pan Prezes: Nie chcemy komercjalizować orszaku: sprzedawać w trakcie reklamy ani robić show. Oczywistym zaprzeczeniem tych słów są banery jednego z banków na scenach, gdzie, jak to prasa podawała: na uczestników marszu czekało wiele atrakcji.

I na koniec – przyjrzyjmy się celowi i misji Fundacji (wszystkie wiadomości można znaleźć na jej stronie internetowej):
Misją Orszaku Trzech Króli jest pielęgnowanie oraz szerzenie wartości prorodzinnych i wspólnotowych. Chcielibyśmy, aby w organizowaną przez nas imprezę włączyli się wszyscy, którzy chcą poczuć rodzinną atmosferę wspólnego świętowania.
Celem organizowanego przez nas projektu jest także uczczenie Święta Trzech Króli. Po 50 latach w Polsce święto to znów staje się dniem wolnym od pracy, dlatego znacznie łatwiej będzie wielu osobom dołączyć się do wspólnej zabawy i świętowania.


Nie wiem jak na tak dużej imprezie czuje się rodzinną atmosferę wspólnego świętowania. Za moich czasów rodzinne świętowanie odbywało się w gronie rodziny, wraz z ciotkami, babciami i dziadkami, kuzynami i wujkami, zbierała się rodzina, wspominała, kolędowała, rozmawiała. Teraz jak widać rodzinne świętowanie odbywa się na ulicy. Misją Fundacji widocznie jest zmiana rozumienia świętowania rodzinnego.

A co do celu projektu (Prezes niewątpliwie ma na myśli samą imprezę,a nie jej zaprojektowanie, ale to takie nowomodne użycie słowa, które oznacza coś innego), dobre i to, że jest TAKŻE uczczenie Święta Trzech Króli. Szkoda, że Fundacja nie ma na celu uczczenia Chrystusa Pana, ale to już osobna sprawa.

Zaledwie trzy dni po przejściu Orszaku, odbyła się inna impreza. I tym razem do wspólnej zabawy i świętowania dołączyli się rodziny z dziećmi, które chciały rzucić pieniążek i dostać serduszko. Tzw. Orkiestra Owsiaka zawładnęła miastami, estradami, szczególnie aktywna pod kościołami, wciągająca setki, ba – tysiące dzieci i młodzieży. Kwestowanie szło na całego, demoralizacja przez widowiska muzyczne też. Zebrano dużo pieniędzy – na pewno starczy na Przystanek Woodstock i na inne tego typu imprezy. Ci sami ludzie, którzy uczestniczyli w Orszaku Trzech Króli dawali swoje grosze na Owsiakowe dzieło.

No cóż – trudno jest się oprzeć wołaniu o pomoc dla chorych dzieci. Owsiak znalazł bardzo dobrą formułę na zdobycie pieniędzy dla swoich celów. Sponsorów ma też wielkich. Ten sam bank, który reklamował się w czasie przejścia Orszaku, sponsoruje Przystanek Woodstock. Podobnie ta sama sieć telefonii komórkowej sponsoruje oby dwie imprezy. Oczywiście lista sponsorów Owsiaka jest o wiele dłuższa, ale i impreza starsza. Zresztą zawsze można znaleźć wśród sponsorów lub patronów miasto, w którym impreza jest organizowana i które nie ma pieniędzy na odśnieżanie, naprawienie dróg itd., ale na imprezowanie zawsze znajduje.
Pecunia non olet. Ale kto płaci – ten wymaga!

Wracam do początkowej myśli tego artykułu. Na pierwszy rzut oka powinnam się cieszyć, że oto po latach świętuje się Objawienie Pańskie publicznie, na ulicach miasta. Podobnie jak powinnam się cieszyć, że jakiś szpital dostanie sprzęt medyczny, być może bardzo potrzebny.

Powstaje jednak pytanie: czy przejście Orszaku ma charakter ewangelizacyjny? Czy nie jest tylko kolejną okazją do wyjścia na miasto i uczestnictwa we wspólnej zabawie? Czy na pewno o to chodziło Janowi Pawłowi II?

Jesteśmy obecni na ulicach miasta, gdy wspólnie wyznajemy wiarę – w procesjach Bożego Ciała, w Drogach Krzyżowych, w (coraz rzadziej organizowanych) Procesjach Różańcowych. Wtedy wychodzimy, by pokazać światu, że wierzymy w Chrystusa, że jesteśmy Jego uczniami.

Gdy wychodzimy z Orszakiem mamy dobrą zabawę. Papierowe korony, owce, konie, wielbłądy – to wszystko jest naprawdę miłe i pomaga dobrej zabawie. Ewangelizować – nie ewangelizuje. Katechizować – nie katechizuje. Ale ma jedną bezsprzecznie pozytywna stronę – nawiązuje do Średniowiecza, bardzo pośrednio co prawda, ale zawsze jest nadzieja, że znajdą się ludzie, którzy zainteresują się Średniowieczem, zachwycą się tą epoką, w której społeczeństwo było najbliżej Boga.

Na koniec – ktoś mógł by zapytać: dlaczego nie podoba mi się Orszak? Otóż odpowiadam:
Ponieważ niczym się nie różni od innych imprez. Nastrój ludyczny łączy wszystkich – wierzących, niewierzących, konserwatystów, modernistów, anarchistów, dosłownie wszystkich. Podobnie jest gdy puszczamy wianki na Wiśle, obchodzimy Dzień Ziemi lub Dzień św. Patryka – nowość w Polsce, ale szybko się przyjmująca. Wreszcie podobne są wszystkie imprezy plenerowe, niezależnie od powodu zorganizowania – zawsze jest jakiś koncert, dużo baloników, trochę atrakcji i więcej przekąsek i zakąsek. I zawsze wszyscy stanowimy jedną wielka rodzinę i się cieszymy…

Otóż przeżycia religijne muszą zdecydowanie różnić się od świeckich. Szczególnie w obecnych czasach. W czasach, gdy często liturgia jest tak przeniknięta świeckością, że trudno jest w niej odróżnić sacrum od profanum. Gdy dzieci uczestniczą w osławionej „mszy dla dzieci” i szukają tam rozrywki, gdy młodzież na „swoich mszach”, wprowadza swoje obrzędy, taka impreza religijna tylko upewnia wszystkich, że jest naprawdę obojętnie czy idziemy na mszę, na jasełka, czy uczestniczymy w innym projekcie (sic!). Jest to po prostu jeden z możliwych sposobów spędzenia czasu wolnego.

Maria K. Kominek OPs
21 stycznia 2011